Amerykańscy naukowcy dowodzą, że w testach klinicznych nowych leków dochodzi do błędów.
Standardowo tego typu procedura polega na tym, że jednej grupie chorych aplikuje się prawdziwy lek, a drugiej – tak samo wyglądającą pigułkę obojętną, a więc niezawierającą substancji aktywnej. Procedura ta nazywa się podwójnie ślepą próbą.
Wygląda na to, że nie da się już bardziej rzetelnie zbadać skuteczności leku. A jednak i tutaj wkradł się błąd. Nie ma bowiem żadnych standardów definiujących, czym dokładnie jest placebo. W zaledwie 8 proc. testów klinicznych spośród 167 przeanalizowanych pod tym kątem badań (z lat 2008 - 2009) dr Beatrice Golomb z University of California w San Diego znalazła informacje na temat składu „różowych pigułek". Najwięcej danych o placebo dostarczyły badania z użyciem zastrzyków, akupunktury lub zabiegów chirurgicznych, wśród których w co czwartym podano jego definicję.
Dr Golomb znalazła badania leków na serce, w których jako placebo użyto tabletek zawierających oliwę czy olej kukurydziany. Są to substancje obniżające poziom cholesterolu, a więc zdecydowanie nieobojętne dla osób cierpiących na choroby układu krążenia. Z kolei w testach preparatów na raka i HIV do pigułek placebo dodano laktozę, a więc cukier zawarty w mleku, którego nietolerancja bardzo często dotyka chorych na AIDS i nowotwory.
– W efekcie nieskuteczna terapia może wydać się skuteczna, a z kolei efektywne leczenie może okazać się mało obiecujące. A to wpływa na całkiem konkretne decyzje, które leki należy dopuścić do sprzedaży, a którym wstrzymać finansowanie – powiedział agencji Reuters dr Jeremy Howick z University of Oxford w Wielkiej Brytanii.
Więcej:
www.rp.pl
Newsletter
Rynek Aptek: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Aptek na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych