Chorzy na gruźlicę bez leków: nie ma isoniazydu, nidrazydu też zabrakło...

FARMAKOTERAPIA

Autor: Gazeta Wyborcza/rynekaptek.pl   28-05-2009, 11:51

Chorzy na gruźlicę bez leków: nie ma isoniazydu, nidrazydu też zabrakło... Fot. Adobe Stock. Data Dodania: 16 grudnia 2022

Problem z leczeniem gruźlicy w Polsce jest coraz poważniejszy. Nie tylko nie ma isoniazydu, którego produkcji Jelfa zaprzestała w początkach br., ale są także kłopoty z nidrazydem, sprowadzonym z Czech lekiem, którego od kilku dni brakuje w aptekach.

Informację o braku specyfiku potwierdza katowicka hurtownia Salus, która na prośbę Ministerstwa Zdrowia zajmuje się sprowadzaniem nidrazydu. - Zostało nam 35 opakowań. Czekamy na zgodę ministerstwa, by móc sprowadzić partię kolejnych 1500 - mówi Gazecie Wyborzej Ewa Kolasińska z Salusa.

Sytuacja jest niebezpieczna, ponieważ zażywanie leku przeciwprątkowego w zbyt małych dawkach lub z przerwami powoduje, że prątki się uodparniają. Wtedy gruźlica staje się groźniejsza i dla zakażonych, i dla tych, z którymi się kontaktują, zaś alternatywne terapie są o wiele droższe i mniej skuteczne.

Co na to resort zdrowia? - Przed końcem 2008 roku Jelfa wprowadziła do obrotu ilość isoniazydu, która powinna starczyć na półtora roku, ale szpitale zaczęły go kupować na zapas. Tego nie można było przewidzieć - mówi Gazecie wiceminister Marek Twardowski.

Zapewnia, że w ministerstwie przeanalizowano wszystkie możliwości i uznano, iż wydawanie pacjentom czeskiego nidrazydu za darmo byłoby niezgodne z prawem.

- Jedyne wyjście to import docelowy. Pacjent musi się zwrócić do lekarza, a wniosek musi być podpisany przez konsultanta wojewódzkiego. Ten prześle go nam. Po zgodzie z ministerstwa może go już refundować NFZ - wyjaśnia Twardowski.

Resort wydał dwa komunikaty, w których opisuje, jak załatwić te formalności. Okazuje się jednak, że proponowane przez ministerstwo rozwiązanie także nie jest w pełni zgodne z ustawą o chorobach zakaźnych. Mówi ona, że leczenie gruźlicy jest w Polsce przymusowe i całkowicie bezpłatne. Tymczasem za czeski lek chorzy będą musieli płacić 3,2 zł. To jednak mały problem w porównaniu z liczbą formalności, jaka na nich spadnie. Marek Twardowski uważa, że to lekarze powinni zająć się stroną formalną.

Prof. Kazimierz Roszkowski, krajowy konsultant w dziedzinie chorób płuc, jest sceptyczny. - Chorych na gruźlicę jest 8 tys. Nawet jeśli nie wszyscy zwrócą się o lek, to i tak będzie trzeba wysłać naraz kilka tysięcy wniosków. Przy najlepszych chęciach ich załatwianie potrwa tygodniami - mówi.

Na razie poprosił szpitale przeciwgruźlicze, by nie wypisywały chorych do czasu uzyskania dla nich zgody na import docelowy.

Z wnioskami o import docelowy też jest jednak kłopot. Okazuje się bowiem, że do hurtowni Salus nie wpłynął dotychczas ani jeden. - Na razie mamy tylko telefony od lekarzy i aptekarzy z pytaniami, jak je wypisywać - mówi Kolasińska.

Co dalej? - Nie możemy zmusić nikogo do produkowania jakiegoś leku albo rejestrowania go w naszym kraju, ale próbujemy do tego namówić jedną z polskich firm - odpowiada wiceminister.

 

Podobał się artykuł? Podziel się!
comments powered by Disqus

POLECAMY W PORTALACH