
Leki poprawiające pamięć i koncentrację, przeznaczone np. dla osób cierpiących na demencję, czy dla hiperaktywnych dzieci stały się równie ”potrzebne” osobom zdrowym.
W stanach wyczerpania na przykład pomaga modafinil, wynaleziony we Francji w latach 70. Pierwotnie stosowany był w leczeniu narkolepsji. Testy pokazały, że po zażyciu leku także mózg człowieka pozbawionego snu funkcjonuje na najwyższych obrotach. Tyle, że nie wiadomo, jakie są uboczne skutki takiej sztucznej stymulacji. A nie wiadomo, bo jak dotąd nie ma na ten temat długofalowych badań - informuje Deutsche Welle.
Bardzo zainteresowane neuro-enhancementem jest wojsko, które też eksperymentuje z modafinilem. Próby na pilotach samolotów bojowych wykazały, że po zażyciu preparatu są jeszcze sprawniejsi i mogą pracować dłużej utrzymując ten sam poziom koncentracji.
Innym eksperymentalnym lekiem jest ritalin, przepisywany z reguły dzieciom z ADHD. Kolejną grupą mózgowych "dopalaczy" są środki przeciwdziałające demencji. Jak wykazują badania, u większości wywołują jednak tylko mdłości. Co więcej, u ludzi, którzy i bez środków dopingujących są zdolni do wysokiej koncentracji, użycie ich prowadzi wręcz do obniżenia sprawności mózgu.
Niepokojące jest to, że co najmniej 25 procent recept na leki takie jak ritalin czy modafinil lekarze wypisują zdrowym ludziom. Według sondy z 2008 roku pisma Nature, przeprowadzonej wśród 1400 osób z 60 krajów – co piąta przyznała, że bierze leki, żeby usprawnić pamięć, zdolność koncentracji, czy w ogóle poprawić wydajność umysłową.
Konsumenci takiej gamy preparatów zaczynają wierzyć w swoje nadludzkie możliwości. Stają się aroganccy, popadają w manię wielkości.
Newsletter
Rynek Aptek: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Aptek na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych