
Przy nadal dużej liczbie aptek w Polsce, przy niskiej rentowności, apteki po prostu upadają. I nie powoduje tego AdA. Ona mówi, gdzie ich nie wolno otworzyć i kto ich nie może otworzyć - mówi Marek Tomków.
Jakie skutki przyniosła ustawa "Apteka dla Aptekarza" i czy punkt widzenia Naczelnej Rady Aptekarskiej zostały zrealizowane założenia tej ustawy? Czy sytuacja branży aptekarskiej się poprawiła czy pogorszyła?
Takie pytanie postawił poseł Jakub Kulesza wiceprezesowi NRA, Markowi Tomkówowi, podczas posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. Polityki Lekowej oraz Zespołu Parlamentarnego ds. Ochrony Praw Konsumentów i Przedsiębiorców oceniającego „4 lata obowiązywania przepisów „Apteki dla aptekarza" - podsumowanie.
Wiceszef Izby ocenił ustawę po komentarzu Jana Bińkowskiego z ZPP, odnosząc się w pewnej mierze do wystąpienia poprzednika.
"Z perspektywy czterech lat myślę, że warto spojrzeć w nieco inny sposób niż zrobił to mój poprzednik. Przede wszystkim wspomnijmy o szerszym zakresie, jaki miała ta ustawa. Jednym z jej założeń było to, że miało nastąpić ograniczenie nielegalnego wywozu. Przypomnijmy, że w wyniku Apteki do Aptekarza, a także innych ustaw, zostało zamkniętych ponad 400 aptek. Zostały zamknięte w sposób bezpowrotny. Wcześniej - nawet po cofnięciu zezwolenia – apteki otwierały się wielokrotnie na nowo jako kolejne spółki z o.o." - mówił Marek Tomków.
"Druga rzecz, mówimy o tym, że upadło 1000 aptek, ale przypomnijmy, że wcześniej upadało około tysiąca aptek rocznie. Spadek liczby zamykanych aptek był około 60 procentowy, a więc bardzo wysoki. Dzięki AdA udało się te przedsiębiorstwa ochronić. Oczywiście wcześniej zamykane były głównie apteki indywidualne, w tej chwili wychodzi to plus minus pół na pół, czyli z rynku znikają zarówno apteki należące do sieci, jak tak i należące do indywidualnych właścicieli. Zaś najważniejszą regułą jest to, że „apteka dla aptekarza” tych aptek nie zamyka; ona mówi, gdzie ich nie wolno otworzyć i kto ich nie może otworzyć.
Dzięki rozwiązaniom wprowadzonym przez tę ustawę można dzisiaj legalnie aptekę zbyć wraz z lekami. Jednym z elementów, które wprowadziła AdA jest możliwość zbycia leku w przypadku likwidacji, czego nie było wcześniej. Właściciel likwidując aptekę, zostawał z długami, nie mogąc się pozbyć leków.
Mamy 1500 aptek - więcej niż Wielka Brytania, która ma 66 milionów mieszkańców. Mamy wprawdzie 3 tys. aptek mniej niż Niemcy, które mają 82 miliony obywateli. Polska jest krajem, w którym liczba pacjentów przypadających na aptekę oscyluje w granicach 2.800, kiedy średnia europejska jest na poziomie 4.600.
Mowa była o cenach. Ale od kilku lat mamy inflację. Nie można porównywać obecnych cen z czasami, kiedy inflacji w naszym kraju nie było. W związku z czym, żeby uspokoić: nasze ceny w tej chwili rosną nadal na poziomie nieco poniżej inflacji, jaka nastąpiła. Po drugie, jeżeli następuje wzrost, to nie jest on wynikiem braku konkurencji przy zmniejszonej liczbie aptek, tylko podnoszenia cen przez producentów.
Jak spojrzymy na 10 krajów Europy, to polskie apteki na ich tle mają najniższą 15. procentową marżę. Ta marża nie wzrosła w żaden sposób po wprowadzeniu „Apteki dla Aptekarza”. Marża osiągana z tytułu średniego opakowania w Polsce wynosi 86 eurocentów. Na przykład u naszych zachodnich sąsiadów za Odrą wynosi 9,76 euro. Po nas najbliżej jest kraj, który ma praktycznie dwukrotnie większą marżę. To oznacza, że przy tak dużej liczbie aptek, przy tak niskiej rentowności, apteki po prostu upadają.
Szacunki mówią o opłacalności na poziomie 10 000 aptek w Polsce, w tej chwili mamy ich ponad 12, a więc nie ma żadnego problemu z dostępnością.
Co do otwierania się aptek na wsi. Miałem okazję zapoznać się z raportami, również tymi przygotowanymi przez ZPP i PharmaNET, gdzie wskazywano jako pozbawione aptek te miejscowości, w których aptek nigdy nie było. Tymczasem w rzeczywistości otwarło się 500 nowych aptek na terenach wiejskich.
Przypomnijmy, że przy okazji wprowadzania AdA straszono nas najazdem niemieckich aptekarzy - nie miało to miejsca. Straszono nas, że po kilku latach będą dynastii aptekarskie - niespecjalnie ma to miejsce. Straszono nas także tym, że wkrótce zabraknie leków i aptek. Wydaje się to być mało prawdopodobne, zwłaszcza że cztery lata w tym zakresie niewiele zmieniły.
Dlatego w naszej ocenie ustawa spełnia swoją rolę. Czwarty rok wałkujemy generalnie to samo, powtarzamy to samo. Natomiast ja zastanowiłbym się nad czymś innym. 2,3 miliarda złotych straciły polskie apteki w wyniku wprowadzenia ustawy refundacyjnej tylko do roku 2018. 204 miliony złotych to suma strat, jakie ponieśliśmy na co dwumiesięcznych przecenach cen, z powodu nowelizacji list leków refundowanych.
Po 10 latach ustawa refundacyjna wraca na stół. Zamiast skupić się na tym, jak pracować nad tabelą marż, jak próbować wzmacniać apteki, to my tak nadal - przy pełnej konkurencji, przy 12 i pół tysiącach aptek na rynku - dalej będziemy zastanawiali się nad tym, czy nasze dyskusje sprzed czterech były czy nie były sensowne".
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Newsletter
Rynek Aptek: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Aptek na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych