Podstawowa stawka godzinowa lekarza rezydenta to 14 zł. Pracują po kilkaset godzin w miesiącu, by - jak tłumaczą - zarobić godziwie pieniądze. Choć w głównym nurcie przebija się przede wszystkim postulat podwyżek, protestujący stanowczo podkreślają, że chodzi przede wszystkim o zwiększenie nakładów na całą służbę zdrowia, bo bez tego nie ma szans na usprawnienie systemu.

Pensje lekarzy rezydentów są uregulowane ustawowo. „Na rękę” dostają średnio 2200 zł. I to tylko ci, którzy na rezydenturę się dostaną. Reszta może pracować za darmo w formie wolontariatu. Specjalizacja trwa, w zależności od kierunku, od 4 do 6 lat. Jeśli szpital, w którym jest miejsce na specjalizacji, znajduje się daleko od miejsca zamieszkania, z ustawowej pensji (bądź jej braku) trzeba wynająć pokój, mieszkanie i zapłacić za dojazdy - czytamy w serwisie Radia Zet.

Piotr Polnik, rezydent na chirurgii ogólnej pracujący w Samodzielnym Publicznym Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Chełmie zwraca uwagę, że przy pracy w wymiarze kilkuset godzin miesięcznie życie prywatne nie istnieje. Twierdzi, że po dyżurach 24-godzinnych, a czasami nawet 36-godzinnych "wraca do domu, pada na łóżko i stara się wyspać przed kolejnym dyżurem".

Ale rezydenci podkreślają, że podstwowym postulatem jest zwiększenie finansowania służby zdrowia.

Rekomendowane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) wydatki na zdrowie to 6,8 proc. PKB. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł nazwał te postulaty finansowe „astronomicznymi”. Tymczasem, jak przekonują strajkujący lekarze, bez gruntownego dofinansowania całego systemu nie ma mowy o poprawie.

- Kiedy w pokoju pękają ściany, to przestawienie mebli nic nie zmieni - podsumowuje Piotr Matyja, lekarz stażysta, który aplikuje na specjalizację psychiatryczną.

Więcej: www.radiozet.pl