
Adam Stułka o tym, jak ustawa nie zapobiega negatywnym zjawiskom
Wprowadzając do ustawy o refundacji leków podatek 3 procentowy od wartości obrotu lekami refundowanymi firmy farmaceutycznej, często powoływano się na włoski wzór – podatek Garattiniego.
Tam jednak, w odróżnieniu od Polski, firmy płacą podatek od wydatków marketingowych na leki refundowane. Ten podatek pełni funkcję prewencyjno-profilaktyczną: ogranicza popyt na leki refundowane, zanim ten popyt powstanie.
W Polsce postawiono na rozwiązanie, które polega na tym, że wpierw leki są refundowane, a w dalszej kolejności firmy płacą od tego podatek. To oznacza, że usankcjonowano zjawisko postrzegane jako niekorzystne dla budżetu, zamiast zapobiegać temu zjawisku.
Polska jest także bodaj jedynym krajem, w którym funkcjonują obok siebie: podatek 3 procentowy i system zwrotów, czyli pay-back. Do tego jeszcze zamrożenie wydatków na leki refundowane do 17 procent. Zastosowano wszystkie dostępne rozwiązania.
We Włoszech bowiem jest podatek Garatttiniego, nie ma zaś pay-backu. W tych państwach, gdzie ograniczono zapędy promocyjne firm w postaci pay-backu, darowano sobie nakładanie podatków.
Problem z pay-backiem może mieć jeszcze jeden wymiar: naliczenie kwoty, którą firmy będą zmuszone zwrócić do budżetu. Ustawa przewiduje, że wyliczenie tej kwoty, wysłanie informacji do Ministerstwa Zdrowia i wezwanie firm do zapłaty nastąpi do końca pierwszego kwartału następnego roku.
Z punktu widzenia technicznego, realizacja tego zadania może okazać się nierealna. Zabraknie też instrumentów, by zebrać wiarygodne dane, przeanalizować je, przeliczyć i zakomunikować pozostałym graczom na rynku. Z taki problemami spotykały się inne państwa, w których funkcjonował pay-back.
Adam Stułka jest menedżerem w zespole doradztwa podatkowego dla sektora farmaceutycznego i ochrony zdrowia firmy Deloitte
Newsletter
Rynek Aptek: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Aptek na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych