W bydgoskiej aptece "Pod Juraszem"; pacjentka została odesłana z kwitkiem. Powód: inny charakter pisma widnieje w miejscu, w którym wpisuje się adres, inny tam, gdzie podpisuje się lekarz. W kolejnej aptece recepta została zrealizowana.
Farmaceutka z apteki „Przy Jurasza” poradziła pacjentce, żeby poszła z powrotem do lekarza i poprosiła o wypisanie nowej recepty. Mąż kobiety tego samego dnia pojechał do innej apteki w śródmieściu, gdzie wykupił leki bez problemu – podaje Express Bydgoski.
– Rozmawiałam o tej sytuacji z moim lekarzem rodzinnym i powiedział, że obojętnie, co byłoby na recepcie, podpis i pieczątka lekarza oznacza, że wziął na siebie odpowiedzialność za jej zawartość – dodaje kobieta.
Rację przyznaje jej Barbara Nawrocka, rzeczniczka kujawsko-pomorskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Wyjaśnia, że farmaceuci nie mają podstaw, żeby odmawiać pacjentom wydania leku z powodu innego charakteru pisma. NFZ nie miałby podstawy, żeby podważyć wiarygodność takiej recepty.
Grażyna Chodakowska kierowniczka apteki „Przy Jurasza” ma jednak inne zdanie.
– Często jest tak, że pielęgniarka wypisuje dane pacjenta, a resztę dopisuje lekarz. W świetle przepisów, taka recepta jest nieformalna i Narodowy Fundusz Zdrowia może zabrać nam całą refundację na lek – przekonuje.
Farmaceutka mówi, że czasami przyjmuje takie recepty, ale tylko wtedy, kiedy zna lekarza i wie, że... sama może udać się do niego po poprawki. Tak jednak nie było w przypadku tej kobiety.
– My byśmy chętnie zrealizowali wszystkie. To przecież jest dla nas kolejny klient i kolejny zysk. Nie mamy interesu w tym, żeby utrudniać ludziom życie – kwituje Grażyna Chodakowska.
Newsletter
Rynek Aptek: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Aptek na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych