Wyjaśniając problem podwyżki cen leków dla pacjentów po przeszczepach podczas dzisiejszego (24 maja) posiedzenia sejmowej komisji zdrowia dodał, że już 16 razy zdarzyło się, że w momencie wejścia na listę leków refundowanych nowego zamiennika w danej grupie limitowej w cenie 3,20 zł, ceny innych leków w tej grupie zmieniały się. To nie jest nowa sytuacja.

- Wprowadzenie pierwszych odpowiedników obniżyło poziom finansowania w tzw. grupie limitowej. To spowodowało wzrost dopłat pacjenta do niektórych pozycji na liście. Zaistniała sytuacja to naturalny mechanizm refundacyjny, który stwarza szeroką przestrzeń negocjacyjną w kwestii cen tych leków - mówił wiceminister.

Syrop czy tabletki
Przewodniczący komisji, Bartosz Arłukowicz, dopytywał, dlaczego drastyczna podwyżka dotyczy leku stosowanego przez dzieci w postaci syropu. Jego zdaniem, resort zdrowia mógł utworzyć dla tego produktu odrębną grupę limitową. W obecnych warunkach, pacjenci są zmuszeni do zażywania preparatu w postaci tabletek. Z tą opinią nie zgodził się minister Tombarkiewicz.

- Istnieją obwarowania dotyczące tworzenia odrębnych grup limitowych i nie ma takiej opcji, by utworzyć ją z powodu tego, że lek jest stosowany u dzieci. Po drugie, efekt terapeutyczny leku zarówno w postaci syropu, jak i tabletek jest taki sam.

- Ponadto, jeszcze przed zmianami na majowej liście leków refundowanych, producent preparatu, firma Roche, informowała, że jest w kontakcie z klinikami transplantologii i istnieje możliwość zapewnienia dostępu do leku w wersji tabletkowej - wyjaśniał minister.

Co w zamian?
- Zmiany, które weszły od maja w refundacji leków immunologicznych, nie powodują zagrożenia dla pacjentów, a mechanizm obejmowania refundacją kolejnych odpowiedników sprzyja stałemu obniżaniu cen leków. Nowe leki, które weszły na listę jako pierwsze odpowiedniki, są tak samo skuteczne i bezpieczne - dodał Marek Tombarkiewicz i wymieniał: