
Apteki zamieniają się ze zwykłych w pro–life bez rozgłosu. Nie mają specjalnych oznaczeń uprzedzających, że tutaj farmaceuta odmówi sprzedaży środków antykoncepcyjnych. To okazuje się dopiero przy podejściu do okienka - czytamy w Newsweeku.
– Początkowo zdarzały się reakcje nieprzyjemne, gwałtowne, pełne emocji. Pacjentki nie rozumiały, o co mi chodzi, dlaczego nie wydaję? Słyszałam, że to jakieś moje wymysły. Teraz już nikt aż tak bardzo się nie dziwi, a nawet pojawia się większe zrozumienie i mogę liczyć na uszanowanie moich przekonań – mówi dr Małgorzata Prusak, przewodnicząca Stowarzyszenia Farmaceutów Katolickich Polski. Jest magistrem farmacji i doktorem teologii. Odmawia sprzedaży antykoncepcji.
- W Naczelnej Radzie Aptekarskiej też nie potrafią ocenić skali. Nie ma statystyk, z których by wynikało, ile aptek nie prowadzi już sprzedaży środków antykoncepcyjnych. Nie ma też prawa, które pozwalałoby tworzyć apteki pro–life - wyjaśnił Marek Tomków, wiceprezes NRA.
Jak pisze gazeta, tego momentu, w którym ogólnodostępna apteka zamienia się w aptekę pro–life, mogą nie uchwycić nawet sami pacjenci. Skoro nie ma na nich żadnych oznaczeń, a farmaceuta zamiast powiedzieć, że odmawia sprzedaży tabletek antykoncepcyjnych, tabletek „dzień po”, wkładek domacicznych czy prezerwatyw, bo mu tak sumienie nakazuje, może powiedzieć po prostu: "nie ma, nie wiem kiedy będzie".
Więcej: http://www.newsweek.pl/
Newsletter
Rynek Aptek: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Aptek na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych