Nawet samorządowcy widzą, że ich propozycje dot. ustalania dyżurów aptek są mocno oderwane od rzeczywistości. Przykre jest, że choć początkowo zgadzają się, iż dyżury nie mają sensu, w istocie ich stanowisko prowadzi do eskalacji nieuchronnych konfliktów z aptekarzami - komentuje mgr farm. Mariusz Politowicz.
Tani chwyt retoryczny
Z pisma jasno wynika, że powiaty nie chcą ustalać harmonogramu pracy aptek. Kogo chciałyby w tej sytuacji obarczyć nie chcianym obowiązkiem? Najchętniej Państwową Inspekcję Farmaceutyczną. To jednak nie jest dobrym pomysłem. Jest wręcz niebezpiecznym, zwłaszcza w korelacji z powyższymi wnioskami, słusznie (to znaczący postęp w stosunku do dotychczasowej narracji) podkreślającymi bezsens dyżurowania.
Pierwszym niefortunnym postulatem jest chęć takiej modyfikacji przepisów, aby powiaty zyskały możliwości egzekucji rzekomego obowiązku dyżurów wobec aptek. Rzekomego, albowiem nie zgadzam się z ich twierdzeniem wyciąganym na podstawie wyroków sądów, których sygnatury padają w stanowisku. Wyroki te mówią o faktycznej prerogatywie rady powiatu do ustalania rozkładu godzin/dni pracy aptek, ale nie o obowiązku aptek do ich przestrzegania.
Potwierdza to
odpowiedź na interpelację poselską: "żaden przepis analizowanej ustawy nie stanowi bowiem wprost o obowiązku stosowania się aptek do ustalonego dla nich rozkładu pracy, ani też nie przewiduje sankcji z tego tytułu". Homo sovieticus zakorzeniony wśród powiatowych samorządowców stale i niezmiennie dąży do jak najsurowszych sankcji wobec aptek, natomiast nie przejawia śladu refleksji i nie próbuje znaleźć zachęt finansowych dla ich właścicieli oraz pracowników.
Czy cofnięcie aptece zezwolenia na jej prowadzenie zwiększy pacjentom dostęp do leków?
Newsletter
Rynek Aptek: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Aptek na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych